Typowy, angielski deszcz

Przed rozpoczęciem nowego sezonu Premier League wszyscy stawiali, że zobaczymy najbardziej emocjonującą kampanię w historii, że co najmniej sześć (choć tu już zdania były podzielone) zespołów włączy się do walki o mistrzostwo, a dysproporcje między nimi będą bardzo niewielkie. Dziś można stwierdzić, iż te olbrzymie oczekiwania spełzły na niczym.

Minęła już jedna trzecia sezonu, więc nadszedł czas na wstępne podsumowania. Aktualnie Chelsea wydaje się być jedynym zespołem zdolnym do jakiejkolwiek regularności. Choć – jak wiadomo – wszystkie drużyny dopiero się rozkręcają, ze świecą szukać w tabeli ekipy równie konsekwentnej co the Blues. Pierwszym klubem, który przychodzi na myśl jest oczywiście Southampton pod wodzą Koemana. Nie chciałbym pisać zbyt dużo o ich stylu, ani ich wychwalać, gdyż nie to jest moim celem. Określenie fenomenu Świętych to temat na odrębny artykuł. Niewątpliwie jednak obecność Southampton na tak wysokim miejscu jest dużym zaskoczeniem, nawet pomimo dobrej formy tego zespołu w zeszłym sezonie.

Przesunąwszy palec o jedną pozycję w dół tabeli, zauważymy Manchester City. Ekipa Pellegriniego strzela dosyć dużo bramek, ale stosunkowo dużo również ich traci. Jak na mistrzów zeszłego sezonu i drużynę, która w letnim okienku sprzedała tylko – moim zdaniem – trzech DOŚĆ ważnych zawodników, i tak zastąpionych trzema innymi jakościowymi piłkarzami, to zdecydowanie za mało. Nie trafia do mnie argumentacja ani tzw. „syndromu drugiego sezonu”, ani „dopiero rozkręcającej się machiny”. Taki zespół powinien już od początku pokazywać klasę. Gdybym jednak miał wybierać, która z tych argumentacji jest najbardziej prawdopodobna, postawiłbym na pierwszą. Aktualnie nie widać bowiem żadnych symptomów wskazujących na to, że the Citizens zaczną lepiej grać.

Z drużyn dotrzymujących kroku Chelsea wymieniłem już wszystkie. Czwarty West Ham ma już bowiem dziewięć punktów przewagi. Pod pozycją „Manchester City” wyznaczona jest niewidzialna granica, dzieląca zespoły czołowe oraz te, które mogłyby aktualnie walczyć o TOP 4. I tu zaczynają się emocje, co na pierwszy rzut oka mogłoby zaprzeczać mojej wcześniejszej tezie. Przypominam jednak, że wszyscy oczekiwali walki wspomnianych sześciu zespołów nie o czołową czwórkę, lecz o mistrzostwo.

Biorąc pod uwagę klasę drużyn i ich dorobek punktowy można by wymienić w stawce następujące ekipy: Arsenal, Liverpool, Tottenham, Manchester United, Everton. Stara gwardia. Swansea czy wspomniany wcześniej West Ham to moim zdaniem „czarne konie” tegorocznych rozgrywek. Przypuszczam, że dość szybko opadną z sił i zaczną regularnie tracić punkty.

Ścisk wśród drużyn aktualnie mogących walczyć o TOP 4 jest niebywały. Czwarty zespół ma jedynie cztery przewagi np. nad takim Newcastle, które znajduje się na miejscu dwunastym. Skoro mamy za sobą jedną trzecią sezonu, można być niemal pewnym, że batalia o ostatnią lokatę dającą prawo do występu w Lidze Mistrzów potrwa do ostatnich kolejek. Tu tli się jakaś iskierka nadziei dla fanów Premier League.

Mimo, iż w lidze angielskiej nie można być niczego pewnym do samego końca, racjonalnie patrząc, Chelsea wydaje się aktualnie po prostu bezkonkurencyjna. The Blues mają za sobą (teoretycznie) już cztery ciężkie wyjazdy (więcej niż jakikolwiek inny czołowy zespół) z: Evertonem, Manchesterem City, Manchesterem United i Liverpoolem. Ponadto trzyma się ich fantastyczna passa meczów bez porażki, a gole jak na zawołanie strzela Diego Costa. I najważniejsze – jest Mourinho, który wtłoczył już do ekipy tak charakterystyczną dla siebie dyscyplinę taktyczną. Podsumowując, z nadchodzącej chmury oczekiwań, zamiast ulewy mamy więc typowy – choć dawno nie spotykany – angielski, monotonny deszcz.

Dodaj komentarz